Dzień 7, ciąg dalszy wędrówek
Zion jest przepiękny, więc spędzamy tu „całe” dwa dni.
Ponieważ musimy opuścić do południa kemping, z rana przeparkowujemy się na parking.
A raczej robi to Raf, reszta smacznie śpi. Zalety kampera
O 7 rano po kempingu hasają jelonki:
Wstajemy nieśpiesznie, budzi zapełniającym się kempingiem. Śniadanie i możemy iść.
Poprzedniego dnia zaliczyliśmy track zaliczany do „strenuous”, to dziś coś łatwiejszego. Na pierwszy ogień idzie szlak „Watchman Trail” 112 m przewyższenia, 5,5 km. Oraz 40 stopini

Lajt
Szlak zaczyna się tuż przy kempingu, po czym zaczyna się powoli wspinać do góry.
Jelonki hasają nadal:
Trochę ludzi jest, ale zdecydowanie mniej niż wczoraj:
Betonu na szczęście nie ma, idzie się po skale albo żwirze
Ale cienia niestety też nie ma
Czasem zastanawiam się, czy sandały to dobry wybór, ale jakoś nikt kostki nie skręcił
To w oddali to nasz kemping
Jesteśmy na końcu szlaku, na wywłaszczeniu ze świetnym widokiem i na dolinę, i na szczyt Watchman, który jest jeszcze 600 m wyżej. Ale szlaku na szczyt nie ma.
Charakterystyczny, trójkątny szczyt Watchman:
Oraz widok na dolinę:
No to wracamy

Wracając na kemping zanurzamy się znów w Virgin River, znacznie zimniejszej niż wczoraj
Jest jeszcze przed południem, więc mimo protestów najmłodszych, który najchętniej zamieszkaliby w rzece na kolejnych kilka dni, nie wracamy do kampera, tylko wsiadamy w Shuttle busa.
Protesty najmłodszych zostały zduszone obietnicą lodów na koniec szlaku
Wysiadamy jak wczoraj na przystanku The Grotto i przekraczamy most. Tym razem ścieżka ma być głównie płaska, wzdłuż rzeki. Ale nadal ponad 40 stopni
Mamy dojść do „pools”, czyli jeziorek, i zastanawiamy się, czy w ogóle będzie w nich jakaś woda.
Trochę skałek po drodze jednak jest:
Wodospad!!!
Jeziorka naprawdę imponujące
Najfajniejsze jest jednak stanie w miejscu, gdzie z góry spada taka mżawka – w ten upał rewelacja. Stoimy aż do przemoknięcia koszulek
Wracamy z jeziorek nieco rozczarowani
i lądujemy w tym samym miejscu co wczoraj, tym razem nie na obiad, tylko na kanapki i obiecane lody.
W tle shuttle bus i przystanek
To co, jeszcze raz do rzeki?
Wracamy autobusem na parking (zajęty w 200%), Raf się cieszy, że dobrze wyliczył trajektorię ruchu słońca i kamper w cieniu.
Wgrywamy kolejnego tracka i wyjeżdżamy.
PS. Byliśmy jedynymi wędrującymi z parą kijków trekkingowych i całkiem sporo ludzi dziwnie się na nas patrzyło. Tam normą był 1 kijek, rzadko trekkingowy, a najczęściej długi (ok. 2 m) drewniany kij, który można było kupić lub wypożyczyć w Visitor Center. Coś a’la juhas w Tatrach