Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 491
Motocykl: Wrublin
Online: 6 dni 1 godz 11 min 32 s
|
Na golasa dookoła castoramy
Wrzucę jeszcze coś bardzo ważnego, bo powoli muszę finiszować.
W 2003 roku przekonałem się osobiście, do czego się nie nadaję. Ba... nie umiem! "Emki" czytajcie.
Napakowany ideami prowadziłem dość spory biznes, zatrudniałem fchuj ludzi. Miejscami ponad setkę.
I nagle tracę trzech klientów, dość kluczowych w procesie. Blisko 50 osób zatrudnionych przykładnie na umowę o pracę, z trzymiesięcznym okresem wypowiedzenia zostaje bez pracy. I to na etapie sporych inwestycji.
Zostaję z tymi ludźmi na lodzie.
21 lat później kończę długi etap walki z ZUS. Przy okazji tracę miliony złotych, dalej własny majątek. Oczywista przy okazji (też) własnej głupoty. Nikogo nie obwiniam, trudno tez obwiniać ZUS, będący biurokratyczną machiną schowaną za administracyjnym (prawnie) parawanem.
Spokojnie mogę jednak obwinić ludzi, którzy tym ZUS zarządzają, zwłaszcza wybrane osoby.
Mój przypadek w jednym z gdańskich oddziałów był szczególny. Jak Pan Michał brał naszą sprawę, to stwierdził krótko... "nie miałem jeszcze takiego przypadku".
Rok 2015 - grubo ponad 500 000zł "zaległości" i 13 lat regulowania zadłużenia, rosnącego w lawinowym tempie. Te 13 lat spłacania, to równie ogromna kwota. Ale już nie o tym. Gdybym nie był nieudacznikiem, tego by nie było.
Widzisz Emek... Nie znam się na wszystkim i na pewno już, nie umiem zarządzać większym zespołem. Powinienem się tego nauczyć. Nauczyć tego, co mówił odeszły prezydent: być twardym! Co mówił jego protektor: nie umiesz, to zmień branżę.
Ci dwaj, to moi mistrzowie. Blisko ćwierć wieku potrzebowałem, by zrozumieć, że mieli rację. Tylko jak się już wpierdolisz, bo nie umiesz, to jakoś musisz skończyć i to tak, by nie skończyć ze sobą.
Raz kiedyś po drodze, pozwoliłem sobie uświadomić kierowniczkę jednego działu, która w ramach nabytych stanowiskiem kompetencji, mogła by wydać decyzję inną od tej, którą wydała.
Napisałem w innym wątku, że potrafię bronić swojej tezy. Akurat to czasami potrafię.
Bo organizacja, która ma w swojej nazwie wyraz społeczny ma jedną misję. Okradać ludzi w majestacie prawa.
No więc jak powiedziałem pani "kierowniczce", co powiedziałem (a padło wtedy nawet dość obszerne hasło w stylu: kurwa mać kobieto!... itd.) i zacząłem schodzić klatką schodową, zatrzymała mnie jakaś pani...
- Ja bardzo pana przepraszam, że zawracam panu głowę...
Proszę...
W tym momencie zdałem sobie sprawę, ze musiała ta pani słyszeć "gorący" finał mojego ekspoze...
...to ja przepraszam, że musiała pani słyszeć, co wyartykułowałem.
- Nie, nie... ja bym tak chciała jak pan...
Dopiero teraz widzę, kogo widzę... Widzę zmęczoną kobietę, bezradną...
- Wie pani, mimo wszystko trzeba ten język trzymać na wodzy.
Ach... Westchnęła tylko.
- Co chciała mi pani jeszcze powiedzieć, bo przerwałem, proszę...
Pochowałam właśnie córkę... Młodziutka... 21 lat... Nie mogę się z tym pogodzić...
Rozumiem... Dukam.
- Widzi pan... ja złożyłam ten pogrzebowy wniosek dzień po terminie... Naprawdę nie miałam do tego głowy... Straciłam wszystko...
Nie wiem, jak pomóc tej pani... Stoję i słucham...
- Odmówiono mi z tego tytułu wypłaty należnego świadczenia...
Teraz nie mogę o tym pisać... Stałem tam z nią i słuchałem... Stałem przed niewyobrażalnym obrazem cierpienia...
Przytuliłem panią i...
...wtedy złozyłem osobistą przysięgę. Nie dam się złamać. Przyjdzie czas, że "rozjebię ten niemoralny, zły system".
Ów Pan Michał jest dalej urzędnikiem ZUS. Piszę świadomie Pan i Michał zaczynając z dużej litery, bo ten szary pracownik ZUS prowadził naszą sprawę przez 9 lat i udało się nam wspólnie doprowadzić sprawę do "szczęśliwego" finału.
Dzięki niemu poznałem pracę ZUS od podszewki a moja historia, to jest coś naprawdę niewiarygodnego. Państwo w państwie mogło by jeszcze żyć naszą sprawą kilka lat, gdyby nam (mi i Strażnikowi Domowemu) nie pomógł ktoś jeszcze.
Biker, Fazencjusz, Rumun i w mniejszym stopniu Karpiu i Cichy. To w "mniejszym" niczego im nie ujmuje. Każdy z nich pomógł mi jak potrafił.
Zamknąć zaś temat - Andrzej Sztywny. Kumpel, który z własnej inicjatywy pożyczył nam pieniądze (nie małe), by ten temat zamknąć.
Na deser Redzisław i Mario. Oni nie robili nic, by mi zaszkodzić. Bardzo często nic (o tym już wspominałem) jest początkiem wszystkiego.
Z całej tej batalii pamiętam wiele skurwiałych sytuacji dotyczących ZUS ale poza tą na schodach, jeszcze jednak poruszyła mnie do granic.
Sposób egzekwowania "należności" przez ZUS.
Na raka ("pozdrawiam" pana szczerbę) umiera kobieta, oczywista zadłużona w ZUS po uszy.
Wtręt: w 2015 mój przypadek szokował Pana Michała, 9 lat później - mój przypadek, ledwie jeden z wielu setek podobnych... W skali kraju nawet nawet nie chce myśleć...
Umiera, w sensie, powoli uchodzi z niej życie i zaraz zgaśnie ale ZUS czuwa.
Sprawę tej pani prowadzi Pan Michał. Jego psim obowiązkiem jest szukać do upadłego majątku zadłużonej, bo NA PEWNO TAKI MUSI BYĆ!
Pan Michał sobie "nie radzi" a zadłużenie duże no i Pan Michał nieskuteczny (pewnie świadomie), więc sprawa umierającej pani wędruje do innego oddziału, na drugi koniec globusa PL.
Po kilku dniach dzwoni pani urzędniczka z tego oddziału do Pana Michała.
- Dzień dobry, ja taka i taka, prowadzę tę sprawę. ONA NAM ZARAZ UMRZE a na pewno ma jakiś ukryty majątek. Chciałabym aby mi pan pomógł...
W tym momencie Pan Michał wchodzi pani w słowo, a pamiętajmy, ze wszystkie rozmowy w ZUS są nagrywane i mówi:
- Czy pani siebie słyszy...? Ja nie kiwnę w tej sprawie palcem. Dość tego.
Andrzej Sztywny proponował nam pomoc w spłacie zadłużenia już od dwóch lat. Sam fakt, ze podzieliłem się tym info, musiał być obrazem mojej narastającej latami frustracji. Na to to (dziele się z kimś własnymi problemami) nie zdobyła by się Strażnik Domowy. CO w domu, to w domu.
Nie wynosimy niczego na zewnątrz... To ja w końcu pękłem... Złamałem tę złotą zasadę.
Doprowadzony do krawędzi po ostatnim (wtedy) piśmie z ZUS. Dostajemy od Pana Michała korespondencję, po której Strażnik Domowy wybucha płaczem.
mamy układ ratalny i się z umowy wywiązujemy ale... ZUS odmawia nam zmianę (naszych) warunków spłaty, złożonych do kolejnego aneksu.
To chuj... Ale sposób, w jaki to "ZUS" zrobił, to przebrało miarę. ja ten dokument opublikuję, jak zakończę tę ciągnącą się jak flaki z olejem historię jednego podwórza. Na dokumencie widniej podpis... Pana Michała.
Oczywista umawiamy się i spotykamy kilka dni później. Ja wiem, ze Pan Michał jest tylko pośrednikiem tych "wieści" i tak jest w istocie.
- Gdybym pokazał państwu pismo, jakie otrzymałem w waszej sprawie, to nie wyobrażam sobie państwa - uzasadnionej reakcji. Ja siedziałem nad tym "pismem" dwa dni, by je jakoś "po ludzku" przeredagować... ja już nie daję rady... Odchodzę ze stanowiska.
Pół roku później spotykamy się raz jeszcze. nawet nie możemy w tradycyjny sposób panu Michałowi podziękować. Ma już nowe stanowisko w... ZUS. Pomógł nam załatwić wszystkie formalności, kierując do znajomych sobie urzędników, którzy wykazują w tej mafijnej organizacji zwykłą empatię.
- Panie Michale... Ja tej mendzie nie odpuszczę. Ja muszę dotrzeć do tego "ostatniego" dokumentu ale tej wersji, która wylądowała na Pana stole.
Nie ma problemu. Ustawa o dostępie do informacji publicznej.
Piszę wam o tym w celu małego usprawiedliwienia tonu, który czasami się przebija w moich komentarzach. Ktoś bardziej lub mniej przypadkowo oberwie.
Nie jestem nieomylny ale wiem, że 2+2=4. Wiem też jednak, że życie bywa funkcją kwadratową i, że banalne równanie "x" do potęgi drugiej minus jeden równa się zero (x2-1=0) ma dwa rozwiązania i to "sprzeczne".
Mimo wszystko nie dam rady pisać dalej, jak często nakazuje mi Fazencjusz fassi Fazique:
- Krótko i do brzegu!
Nie dam tak rady. Będę pisał po swojemu.
__________________
Jam nie Babinicz...
|