Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary Wczoraj, 13:52   #344
El Czariusz
 
El Czariusz's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 500
Motocykl: Wrublin
El Czariusz jest na dystyngowanej drodze
Online: 6 dni 3 godz 58 min 51 s
Domyślnie Boso...

Oczywista w rożnych obszarach pomagało mi jeszcze trochę osób ale tę pomoc nazywam normalną "eksploatacyjną". Aż tak aspołeczny nie byłem, by nie utrzymywać jakiś normalnych relacji.

Nie będę już wracał do początku tego wątku, gdzie wspomniałem o pierwszej gwiazdce, zacytowałem swój tekst o depresji i pasji. Może teraz, byłby bardziej strawny i ujęty w realnym obszarze.
Prawda jest taka, że z wielu powodów (głównie finansowych) byłem zdany na siebie. Wic w tym, że na tym, czego się podjąłem, to ja się praktycznie nie znałem. Praktycznie czyli fizycznie.

- Fakt, że kiedyś na pracach wysokościowych potrafiłem wykleić całą ścianę wieżowca (okienną np.) wykleić z kumplem styropianem, oszlifować, obrobić, zatrzeć siatkę, osadzić parapety, otynkować (barankiem) i pomalować całość, pozwala mi stwierdzić, ze coś umiałem... Do tego wszystko robione z "rusztowań linowych" czyli popularnych zjazdów itd ale... To było dawno.

- Fakt, potrafiłem kłaść terakotę w zawrotnym tempie z kumplem (także tylko we dwójkę) na Żeraniu (elektrownia). Skuwając starą, wylewając nową posadzkę i kłaść terakotę jak kitajska dziewczyna z jutuba. Wszystko to przy pracującym piecu, generującym ogromne ilości ciepła i by się nie usmazyć w bezpośrednim jego otoczeniu, przy temp. około 60st. pracowałem w bechatce i czapce uszatce jak ruski stachanowiec.

I f-cznie w obu przypadkach byliśmy z kumplami stachanowcami. potrafiliśmy pracować po 14h dziennie przez dwa tygodnie non stop, praktycznie bez przerw a jak trzeba było to i więcej.

Jeszcze w drugim Afganistanie potrafiłem się spiąć i machnąć trudny szlak solo, z ogromnym ciężarem na plecach bez żadnego przygotowania, cierpiąc przy tym niemożebnie z "wszystkiego". "Wszystko" było wszystkim, łącznie ze mną. Z dzisiejszej perspektywy nie jestem wstanie tego pojąć, że wytrwałem, że zrobiłem to. Zrobiłem, bo frajersko było się wycofać ze szlaku...
Z dzisiejszej perspektywy coraz trudniej mi zrozumieć, jak ja ten remont przeszedłem. na pewno pomogło mi kondycyjne przygotowanie do wyprawy Szlakiem Bronisława Grąbczewskiego. Ciężki, wymagający trening przez pół roku. Cztery razy w tygodniu z zaliczeniem po drodze wstrząśnienia mózgu i to konkretnego. Przerwa w treningu trwała tylko dwa tygodnie.

Potrafię być zawzięty. Miałem cel.
Wracając do remontu. Kiedy zapadła decyzja, że rwę wszystko do gołej tkanki poza sufitami (tu przyjąłem inną metodę naprawy) i po dokonaniu tego... pojechałem na wyrypę.
Pojechałem po swojemu. Nie miałem kasy. Więc pojechałem tanio. Musiało być tanio, a ja musiałem się z wyrypy zerwać. Cały wyjazd (golfem) z wizami, ubezpieczeniami, paliwem i pierdołami kosztował mnie 2100zł.

Wróciłem z końcem kalendarzowego lata i... usiadłem. Sporo przemyśleń miałem już za sobą. Najważniejszy był koncept i plan. Najwięcej problemów wygenerowała "łazienka".
I tu bez konsultacji z Fazikiem było by krucho. Niewątpliwie myślał bym trzy razy dłużej. Najgorsze w tym wszystkim było to, że większości tego, co było przede mną, nie potrafiłem zrobić. Na szczęście na tym etapie miałem z kim konsultować.
Wyobraźcie sobie faceta, który całe życie wynajmuje mieszkania, w których mieszka i nie interesują go za bardzo sprawy eksploatacyjne. Po prostu się uwsteczniasz. Nie jesteś na bieżąco. Byłem jak dziecko ze smartfonem w ręku, które dostało zadanie domowe: zbuduj karmik dla ptaków i szuka rozwiązań z pomocą AI.

Na całe szczęście kończyłem te technikum i z fizyką (fikołkami) byłem jeszcze za pan brat. Siedziałem przed domem i czytałem, czytałem, czytałem... Oglądałem filmy instruktażowe. Zaliczyłem dwie wizytacje Fazika:
- Krótko i do brzegu!
No to wziałem się do roboty...

Mniej więcej wyglądało to tak:

__________________
Jam nie Babinicz...
El Czariusz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem